Przejdź do głównej zawartości

Kurs na wychowawcę kolonijnego

14-16 maja 2010 roku uczestniczyłam w trzydniowym kursie na wychowawcę wypoczynku dzieci i młodzieży. Z dniem 17 maja 2010 roku nabyłam uprawnienia wychowawcy kolonijnego.
Ukończenie kursu upoważnia mnie do pełnienia roli opiekuna na wycieczkach szkolno-kolonijno-wypoczynkowych, obozach młodzieżowych oraz wszelkich inicjatyw tej maści.

Podczas kursu prezentowane były treści związane z:
  • organizacją wypoczynku dzieci i młodzieży (2 godz.),
  • organizacją zajęć w czasie trwania wypoczynku (2 godz.),
  • planowaniem pracy wychowawczo-opiekuńczej (3 godz.),
  • obowiązkami wychowawcy grupy (2 godz.),
  • wychowaniem fizycznym i sportem (6 godz.),
  • turystyką i krajoznawstwem (5 godz.),
  • zajęciami kulturalno-oświatowymi (5 godz.),
  • zajęciami praktyczno-technicznymi (2 godz.),
  • pracami społeczno-użytecznymi (2 godz.),
  • bezpieczeństwem życia i zdrowia uczestników wypoczynku (7 godz.).

Popularne posty z tego bloga

Moje drugie mydło - zdjęcia

Awans zawodowy

Ten rok szkolny był dla mnie bardzo aktywny i bogaty w wyzwania i jestem z siebie zadowolona, że podołałam. Jestem szczerze zmęczona, ale i zadowolona, bo był to rok pełen wyzwań, które starałam się rozwiązywać. W tym roku otrzymałam wychowawstwo w klasie czwartej. Nie twierdzę, że w trudnej klasie, liczy bowiem tylko dziewięcioro uczniów, ale w klasie, w której można wskazać wiele różnorodnych charakterów i jeszcze nierozwiniętych osobowości. Uczniowie na początku roku byli jeszcze trochę nie do końca dojrzali do roli czwartoklasistów, a ich dziecinne, niczym niezrozumiałe, zachowania dziwiły mnie bardzo, a nieraz - irytowały. Uważam jednak, że przez ten rok moi uczniowie wiele się nauczyli i troszkę dojrzeli. Czy z moją pomocą, czy po prostu przy okazji - nie wiem; wiem, że przez te kilka miesięcy zmienili się, na lepsze. Jeszcze nie są idealni, nie są wymarzonymi uczniami, wzorami do naśladowania, wizytówkami szkoły, ale są nadal sobą, mimo pozytywnych zmian. Rozpoczęłam też aw...

Moje drugie mydło

Do mojego drugiego mydła również podeszłam od nieoczywistej strony, bo chciałam zrobić supermydło. Tłuszczy było mniej niż za pierwszym razem, ale jednak receptura była autorska. I mimo iż brzmi to dumnie, to jednak nie był to sprawdzony przepis. A zwykły eksperyment. Leżakowanie trwało długo, więc przeniosłam mydła (inny pokój, wysoka półka, blisko okna). Testy zaczęłam później niż po standardowym okresie leżakowania (6 tygodni) ze względu na widoczne oznaki tego, że mydło długo schło. Gdy już się nadawało do użycia, testowałam przez dłuższy czas tylko na dłoniach. Dopiero później na twarzy. A gdy byłam zadowolona z efektów, to na całym ciele. W wersji z tymiankiem mydło działa jak dość ostry pumeks albo bardzo szorstka gąbka. Pobudza krążenie, ale na twarz nie polecam, bo można się zwyczajnie poranić. Za to w wersji z witaminami mycie jest przyjemne i skóra po użyciu pozostaje gładka i delikatna. Idealna opcja zarówno dla dłoni jak i twarzy.