Dziś w Gimnazjum w Mnichu odbył się Dzień Sportu, więc z tej okazji postanowiłam pojechać do pracy rowerem. Wysiłek niemały i na szczęście nie nudziłam się zbytnio, gdy już dojechałam do pracy, a nawet trochę pograłam. Mój aktywnie spędzony dzień w pracy wyglądał mniej więcej tak:
- 7.00 - droga rowerem do pracy (w jedną godzinę - świetny wynik),
- 8.00 - sprawy organizacyjne związane z planowaniem rozgrywek sportowych na sali gimnastycznej,
- 8.15 - mecz klas pierwszych i drugich dziewcząt w siatkówkę (obserwowałam),
- 8.50 - mecz klas trzecich z pierwszymi i drugimi:
- grałam z grupą dziewczyn klas trzecich, bo było ich za mało,
- wygrałyśmy z klasami pierwszymi 2:1,
- przegrałyśmy z klasami drugimi 0:2*,
- 10.10 - rekreacyjna gra w tenisa stołowego (obserwowałam),
- 10.20 - rekreacyjna gra w tenisa stołowego (grałam z uczniami: Pauliną, Anią, Natalią, Mateuszem, Jakubem),
- 12.40 - w odwiedzinach u mamy,
- 13.30 - droga rowerem do domu.
* Drugie miejsce w siatkówce mnie nie zadowala, ale sama mistrzostwa nie zdobędę... Drugoklasistki za to zagrały świetny mecz: zawsze grały "na trzy", miały dobre zagrywki, przebicia przez siatkę, niekiedy ataki, a przede wszystkim, dziewczyny były zgrane i waleczne. A trzecioklasistki, no cóż... sporo błędów własnych, słaby serwis, gra w polu - praktycznie zerowa, nie dostałam też ani jednej wystawy... Szkoda. Ale i tak się cieszę, że mogłam aktywnie spędzić ten dzień, a nie patrząc i zazdroszcząc uczniom gry ;)
Z ochotą zagrałabym z drugoklasistkami meczyk w wakacje.
Usłyszałam dziś od ucznia, że łamię wszystkie stereotypy nauczyciela matematyki - z pewnością miało być miłe, a zabrzmiało zabawnie. Zresztą, jakie niby są stereotypy o nauczycielach matematyki?