2 maja 2009 zespół Perfect gościł na bielskich Błoniach. Koncert składał się z dwóch wystąpień; klasykę polskiego rocka poprzedziła grupa o wdzięcznej nazwie: Sztywny Pal Azji, która największe swoje sukcesy odnosiła w latach 80-tych. Dziś - mniej znana przez młodzież, a jednak rozruszała ona głównie młodych przybyłych. Byli oni skorzy do tańców, wspólnego śpiewu i dzielenia entuzjazmu z jeszcze pełnymi werwy (a już nie takimi młodymi) artystami.
Po pierwszej części koncertu, publiczność była zmuszona nieco poczekać na gwiazdy wieczoru, które - z racji bytu - miały prawo się spóźnić :P Ci wytrwali, czekający na zespół, nie rozczarowali się. Wielkimi owacjami przywitali oni artystów, a w szczególności lidera - Grzegorza Markowskiego, którego wizerunek nie jest obcy chyba nikomu. Jak zwykle dał popis i udowodnił, iż mimo niejednego siwego włosa na skroni, nadal jest w świetnej formie. W dobrym stylu przypomniał on o potędze swego głosu; mocne kawałki brzmiały nie gorzej jak kilka lat temu, a ballady po prostu wzruszały. I tych, lekkich kawałków, które nuciła cała publiczność - nie zabrakło tego wieczora.
Wokalista zadedykował "Kołysankę dla Nieznajomej" wszystkich zakochanym, jak i tym, którzy jeszcze nie kochają, ale bardzo by chcieli :-) Mrok rozświetlały palące się zapalniczki oraz nastrojowe światła reflektorów bijące prosto ze sceny. Grzegorz Markowski, mimo iż w każdym kawałku dawał z siebie wszystko, nie zapomniał również o poczuciu humoru. Wspomniał, że jeszcze nie było koncertu bez bisu oraz życzył sobie i swojemu zespołowi, żeby nigdy takich koncertów bez bisu nie było ;-).
Koncert zakończył się jeszcze przed północą, a mimo to, zabawa była przednia. Widać to było głównie po przybyłych tam osobach. I warto dodać - osobach z wszystkich niemal grup wiekowych. Począwszy od krzątających się wokoło dzieci, poprzez wirującą w tańcu młodzież, a skończywszy na dojrzałych słuchaczach, wychowanych na rytmach starego dobrego rocka, a nawet jeszcze bardziej sędziwych wśród publiczności można było zastać, nucących tę samą melodię, co tłum. Perfect bez wątpliwości łączy pokolenia.
Natomiast, jeśli chodzi o ciekawy incydent, który miał miejsce tegoż wieczora, to wyjście Grzegorza Markowskiego na scenę. Nic by w tym nie było dziwnego, poza tym, że wyszedł on już po bisie, gdzie jego koledzy z zespołu już dawno powędrowali na kolację. Wokalista wrócił na scenę (w odpowiedzi na nieustające okrzyki publiczności, która domagała się kolejnego bisu). Gdy lider zespołu pojawił się po raz kolejny na deskach, rozbrzmiały gromkie brawa. Podziękował on ludziom za przybycie i za entuzjazm, a zwracając się bezpośrednio do publiczności, rzekł: "tak naprawdę to wy jesteście PERFECT". I znów dało się słyszeć liczne oklaski. W międzyczasie na scenę przybył ochroniarz, który później odprowadził artystę do namiotu, gdzie mógł coś zjeść. Ale zanim to nastąpiło, lider zaśpiewał - specjalnie dla tych, którzy zostali - fragment utworu "Chcemy być sobą" (bez akompaniamentu). Publiczność wtórowała wokaliście. Momentami, zdawało się słyszeć głosy: "chcemy być z Tobą, chcemy być z Tobą jeszcze..."