Moje pierwsze mydło wykonałam w lutym. Znałam podstawy mydlenia i miałam wystarczający sprzęt (blender, miskę, mieszadło). Kupiłam wodorotlenek sodu (NaOH), który jest niezbędny do zmydlenia tłuszczy i wodę destylowaną. Za formę posłużył mi karton po soku.
Proces tworzenia mydła przebiegał przyjemnie i bezproblemowo.
Leżakowanie mydeł trwało dłużej niż myślałam, więc zmieniłam miejsce i sposób ich przechowywania. Po standardowym okresie leżakowania (6 tygodni) testowałam, czy mydło nadawało się już do użycia. Niestety nie; po spłukaniu ciepłą wodą namydlone ręce zwyczajnie piekły. NaOH to żrąca zasada, więc jeśli mydła nie wyschną, będą drażniły skórę, zamiast ją pielęgnować.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixEXh8U1r-QIt7S4-fgIQY0Yg3Jt75f6Ch30b5FGon1M0wOI9QhzxzAm2yeU0ExXNOCO2va9EVhQFYpjH2arLmajsnn60s3uBS3KPi6nRhlEe5II1BT-ChzUSXEnDDLfGNNfMA2-cUEA8/s320/moje-pierwsze-myd%25C5%2582o.jpg)
Recepturę na moje pierwsze mydło wymyśliłam sama. Nie powiem, że opracowałam, bo wykorzystałam te oleje, które miałam w domu. Dobrałam gramaturę tak, by w kalkulatorze mydlanymi wyszło dobre mydło. I udało się. Przede wszystkim, myje. Do tego jest odpowiednio twarde, pielęgnuje i dobrze się pieni. Mam nadzieję, że to nie tylko szczęście początkującego ;)
Do mydła zużyłam następujące tłuszcze: olej kokosowy, oliwę z oliwek, olej z pestek dyni, olej z pestek winogron, masło shea, olej z pestek malin, olej lniany i olej z nasion marchwi. Sporo tego. Podejrzewam, że mydła nie mają tak bogatego składu. Oczywiście, mam teraz dużo mydeł, których pewnie nie wykorzystam sama. A trochę szkoda mi tak dobrych jakościowo mydeł na zrobienie proszku do prania :) Pewnie rozdam rodzinie.